Obudziłam się. Byłam zmęczona. Całą noc nie przespałam. Usnęłam dopiero nad ranem. Wciąż tylko o nim myślałam. Miałam motylki w brzuchu.
Byłam w niebie. Chciało mi się śmiać na głos. Chciałam śpiewać, tańczyć, krzyczeć i płakać ze szczęścia.
Zostało mi już tylko sześć dni. Aż sześć dni! Większość jeszcze przede mną. Przez ten tydzień zakładałam najlepsze ciuchy jakie tylko miałam. Jedne właśnie były straszliwie poplamione tortem. Ale nie żałuję. Już niczego nie żałuję.
Dzisiaj postanowiłam założyć coś, w czym jeszcze nigdy nie byłam w szkole. Postanowiłam zwalczyć mój wstręt do sukienek. Założyłam kremową mini sukienkę. Była ładna, śliczna, ale nie czułam się w niej pewnie.
Właściwie nigdy się nie maluję. Nie chciałam nigdy wyglądać jak plastikowa barbie. Ale dzisiaj zrobiłam wyjątek. Poprawiłam trochę tuszem rzęsy, ale nic więcej. Ceniłam naturalny wygląd.
Wyszłam z domu. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Właśnie wtedy go zauważyłam.
-Dave! Co ty tu robisz?- Spytałam.
-Jak to co? Przyszedłem po ciebie.- Uśmiechnął się lekceważąco. Miał taki piękny uśmiech. Odwzajemniłam go.
-Miałeś chyba czekać na mnie pod szkołą.
-Masz zamiar iść do szkoły?- Prychnął.- Może i jest dopiero kwiecień, ale nie mam zamiaru marnować takiej pięknej pogody jak dzisiaj. Zabieram cię dzisiaj stąd. Chyba nie stchórzysz? To tylko jedne wagary.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Dawna kujonka na wagarach? Czemu nie. Dla mnie już nie było rzeczy niemożliwych.
-To gdzie idziemy?- Zapytałam mojego chłopaka.
-Zobaczysz.- Uśmiechnął się tajemniczo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz